Matki na Dzikim Zachodzie - relacja ze spotkania cz I

Matki na Dzikim Zachodzie - relacja ze spotkania cz I

Cześć kochani! 

Niespełna dwa tygodnie temu w Szczecinie miało miejsce spotkanie blogerek. Niby to nic niezwykłego, bo takich spotkań jest wiele, jednak w naszym pięknym mieście to ciągle rzadkość. Muszę Wam napisać, że spotkały się na nim niezwykłe kobiety które połączyła pasja blogowania oraz fakt, że są mamami. Stąd też nazwa Matki na Dzikim zachodzie.



W spotkaniu wzięło udział 14 dziewczyn:

1. Kasia czyli Mama na tropie.
2. Marta z bloga Kobieta O

Czyli organizatorki tego całego zamieszania :)

3. Kasia, która prowadzi bloga Porady Mamy Kasi
4. Patrycja czyli Paprykykens.
5. Olga z bloga Polishgirlolga.
6. Magda, która prowadzi, aż dwa blogi Słoik pełen magii oraz Słoik pełen smaku.
7. Ania czyli Czarodziejka.
8. Natalia z Kamolove.
9. Magda z bloga My Sweet Little Precious.
10. Iza, która prowadzi Nie tylko różowo...

Dwie z dziewczyn poprowadziły dla nas ciekawe warsztaty:

11. Karolina z bloga Małe i duże dziecięce podróże poprowadziła warsztaty na których mogłyśmy się zintegrować i lepiej poznać. Było bardzo wesoło i ciekawie.


12. Karolina z bloga Kina - make - up & photography, która opowiedziała jak się posługiwać pędzlami do makijażu.



Nasza cudowna pani fotograf, której bardzo dziękuję za piękne zdjęcia ze spotkania.

13. Kamila prowadząca bloga zaPSIEni w SIECI.


oraz ja Matka blogująca ;)




Spotkanie odbyło się w urokliwym miejscu jakim jest restauracja Bistro na Językach.




Które specjalnie dla nas przygotowała pyszny obiad w trzech wersjach :

- mięsna


- wegańska


- wegetariańska


Całość została uwieńczona przepysznym deserem, w postaci Torciku bezowego.


Tak się bawiłyśmy...



Papier służył jako gadżet w integracyjnej zabawie, podczas której opowiadałyśmy o sobie ;)








Fota na zakończenie spotkania


Na spotkaniu nie zabrakło upominków od sponsorów, jednak najważniejsza była licytacja na rzecz Zachodniopomorskiego Hospicjum dla Dzieci dla którego zbierałyśmy pieniążki. O tym jednak w osobnym poście ;)


Podsumowując moje pierwsze spotkanie blogerek śmiało stwierdzam, że było cudnie, zabawnie i smacznie. Dziękuję! :*

Pozdrawiam!

Izisshe
I kwartał czyli denko z trzech ostatnich miesięcy.

I kwartał czyli denko z trzech ostatnich miesięcy.

Cześć kochani! Kwiecień już prawie za nami, a ja przybywam do Was z projektem denkowym.
Wpadłam na pomysł, że w tym roku denko na moim blogu będzie występowało kwartalnie. Bywało tak, że moje zużycia duże nie były, więc zużycia kwartalne będą przynajmniej przyzwoitej wielkości. Jednak po dłuższym namyśle, podsumowaniu za i przeciw postanowiłam jednak, że zakończę swoją przygodę ze zużyciami. Więc pierwszy kwartał będzie ostatnim. Dość rozdrabniania się, oto kosmetyki które wykorzystałam.




Jak widzicie troszkę się tych śmieci nazbierało...


Zaczniemy od kosmetyków, które przypadły mi do gustu ze względu na owocowe zapachy.




1. Farmona - Tutti Frutti - cukrowy peeling do ciała. Jest to mój pierwszy peeling tej marki i podejrzewam, że nieostatni. Recenzji tego kosmetyku nie było na blogu ale przy zakupie kolejnego nie omieszkam napisać kilka słów.

2. Balea - mango mambo - żel pod prysznic. Kilka słów o nim znajdziecie TU. Mi przypadł do gustu zapachowo jak również pielęgnacyjnie.

3. Fa - moc witamin - żel pod prysznic z witaminą B oraz melonem i miodem. Jego recenzji próżno szukać na moim blogu. Darowałam ją sobie, gdyż żel szybko się skończył, oprócz tego że pięknie pachniał melonem, był bardzo rzadki i mało wydajny.



4. Biały Jeleń - aloesowy, hipoalergiczny żel do higieny intymnej. Bardzo delikatny żel do mycia okolic intymnych. Przypadł mi do gustu jak większość kosmetyków tej marki. Można w nim wyczuć delikatną woń aloesu, dobrze się pieni i spełnia swoją myjącą funkcję, nie uczula oraz nie podrażnia.

5. Anida, Krem do rąk, glicerynowo - cytrynowy z silikonem i prowitaminą B5. Pisałam o nim bardzo dawno temu, wracam do tego kremu bardzo często, jest nie drogi i bardzo fajny. Pełną recenzję znajdziecie TU.

6. Linda - kremowe mydło w płynie, z dodatkiem mleka i miodu. Ekstra odżywcze. O tym mydle też już kiedyś pisałam TU, lubię do niego wracać, jest niedrogie i bardzo wydajne.

7. Perfecta, Slim Fit - serum wyszczuplające. Kosmetyk, który do gustu mi nie przypadł, choć niektóre z Was go chwalą. Kilka słów o nim znajdziecie TU.



8. Próbka osławionego Bio Oil, dużo o nim napisać nie mogę, mam mieszane uczucia i nie do końca jestem przekonana czy jest to kosmetyk MUST HAVE.

9. Próbka Sylveco - łagodzący żel pod oczy. Używałam jej kilka dni, dawkowałam sobie z tego małego opakowania dosłownie odrobinę kosmetyku i aplikowałam pod oczy. Stwierdziłam, że ten kosmetyk mieć muszę, bo strasznie mnie zaciekawił i nie spocznę dopóki go nie zakupię.

10. Zmywacz marki Bielanda - witaminowy, bezacetonowy. Recenzji żadnego zmywacza jeszcze nie robiłam, kusi mnie ten pachnący biedronkowy, który leży na półce. Jeśli zaś o ten chodzi, to funkcję swoją spełnia. Nigdy nie wierzę w zapewnienia, że zmywacze są bez acetonu, jeśli go tam nie ma to zmywacz nie śmierdzi, a śmierdzi każdy który miałam okazję wypróbować ;)

11. Próbka perfum Yodema. Jakiś czas temu dostałam kilka próbek tej marki w prezencie. Perfumy pachną bardzo fajnie i zapach dość długo się utrzymuje. Tu akurat zapach ADRIANA. Choć na początku do gustu mi nie przypadł, to na ubraniach (zwłaszcza kurtce) pachniał świetnie.

12. Luksja Creamy - cotton milk & provitamin B5. Mydełko po które sięgam, raz na jakiś czas. Pachnie kremowo (identycznie jak Dave), myje nasze łapki oraz ich nie wysusza.

13. Eveline Cosmetics - tusz do rzęs Gigantic Volume. Tusz jak tusz, rzęsy pogrubia ale nie za bardzo, jest to jeden z tych tanich zwyklaków, po których niewiele można oczekiwać, a że często się nie maluję, dużo też nie oczekuję. Koszt około 10 złotych.

14. Ekspresowa, regenerująca, nadająca blasku włosom maska Babci Agafii - o tej masce pisałam ostatnio. Jeśli jeszcze nie czytaliście to zapraszam KLIK.



15, 16 i 17. Jakiś czas temu miałam przyjemność być ambasadorką marki Aussie. Więcej na temat tych kosmetyków przeczytacie (odżywki) TU, a TU o szamponie.



18. Płatki kosmetyczne Carea ich nie trzeba przedstawiać. Są to moi ulubieńcy pomagający w oczyszczaniu twarzy. Zakupicie je oczywiście w biedronce.



19. Każda Matka używa chusteczek nawilżonych i to nie tylko do podcierania dupska swojemu niemowlakowi. Ja używam ich w różnych sytuacjach w domu, korzystam z nich również ja ;)
Jak widzicie jest kilka opakowań biedronkowej Dady oraz lidlowskie Toujoursy. W związku z tym, że do biedronki mam daleko i kupuję chusteczki w opakowaniach zbiorczych (promocyjnych) przerzuciłam się na lidlowskie i wcale nie żałuję.


Zaciekawiło Was coś z mojego denka?

Pozdrawiam!


Paulina
Rosyjskie cudo.

Rosyjskie cudo.

Cześć kochani! 

Dziś z postem dotyczącym pielęgnacji włosów do Was przybywam, będzie o odżywce. Zresztą nie byle jakiej, bo osławionej w internetach rosyjskiej Babuszki Agafii. Spotkałam się już z różnym nazewnictwem tych kosmetyków ale najbardziej przypadła mi do gustu Babuszka, bo tak ciepło, domowo i babcinie, więc nią się posługiwać będę. Wspomnieć muszę, że maskę otrzymałam w ramach gratisu do zakupów jakich robiłam na stronie naturica.pl i to dzięki właścicielce, Uli trafiła ona w moje łapki wraz z innym ruskim cudakiem, o którym za jakiś czas napiszę.

Ekspresowa, regenerująca, nadająca blasku włosom maska Babci Agafii





Opakowanie dość specyficzne, jak dla mnie nowość. Taki kondomik z zakrętką, jego zawartość to 100 ml, więc całkiem sporo, a dzięki takiemu opakowaniu można specyfik do cna wykorzystać, co mi się bardzo podoba.





Kilka słów od producenta:

"Maska szybko przywraca włosom elastyczność i naturalny połysk, nawilża i uspokaja skórę głowy. Naturalne oleje i ekstrakty ziół głęboko przenikają do włosów, odżywiają i chronią przed utratą wilgoci oraz chronią przed szkodliwym wpływem czynników zewnętrznych."


Kolor maski jest zielony. Ostatnio większość kosmetyków których używam jest zielona :P
Konsystencja gęsta, papkowata, łatwa w rozprowadzaniu na włosach, wydajna. Kosmetyk bardzo przyjemnie pachnie, zapach kojarzy mi się z łąkami i kwitnącą koniczyną. Dla mnie ogromy plus, bo nie wyczułam w nim żadnej chemicznej nuty. Po prostu zachęca do użycia.






Pewnie ciekawi jesteście jak się maska sprawdziła na moich włosach.
Otóż używałam jej wg zaleceń na opakowaniu czyli zostawiałam na 5 minut i spłukiwałam, używałam jej trzy razy w tygodniu (producent napisał, żeby używać minimum raz), więc na moich włosach zdziałała cuda.

Przede wszystkim wygładziła moje pukle i nawilżyła, czego w ostatnim czasie im brakowało, bo przez noszenie czapki zrobiły się troszkę sianowate. Cieszę się, że odzyskały swój blask, włosy nie puszyły się tak jak mają to w zwyczaju i nie elektryzowały po wysuszeniu suszarką.
Z przyjemnością sięgnę jeszcze nieraz po to cudo i nie ukrywam, że mam ochotę wypróbować inne rosyjskie specyfiki kosmetyczne.

Kto z Was już miał okazję wypróbować kosmetyków Babuszki Agafii?

Pozdrawiam!

Paulina
Słodki bubel...

Słodki bubel...

Cześć kochani!
Dziś post o pewnym kremie do rąk którego miałam okazje w ostatnim czasie używać.
Mowa tu o Avon - royal jelly hand cream.




Tubka jak tubka, szkoda że odkręcana. Odkąd odkryłam tubki typu klik, te zwyczajnie mnie wkurzają ale większość kremów do rąk takowe ma, więc jakoś to przeżyje. Grafika jak na Avon przystało bardzo ładna.




Konsystencja kremu ciężka i tłusta, kolor półprzeźroczysty, choć na zdjęciu krem wygląda jak klej na gorąco i raczej nie zachęca. Zapach cudny, to trzeba przyznać. Coś dla łasuchów, podejrzewam, że miodowy zapach przypadłby do gustu samemu Kubusiowi Puchatkowi ;)




Po rozsmarowaniu kremu na reku zmienia on kolor na biały, trzeba go długo wmasowywać. Pozostawia tłustą warstwę, która długo się wchłania. Krem pozostawia wiele do życzenia. Nakładałam go na noc, a rano dłonie były klejące, co bardzo mnie zdziwiło, mimo tego niefajnego uczucia dłonie nawilżył.




Muszę Wam powiedzieć, że krem ten ma smak. Tak, słodki smak. Odkryłam to całkowicie przez przypadek. Wierzchem dłoni przetarłam usta. Po prostu się zapomniałam, a po jakimś czasie usta zwyczajnie polizałam. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie. Szybko nałożyłam trochę kremu na dłoń po czyn ją polizałam, poczułam słodki smak miodu. Dla chcących go skosztować śmiało zachęcam tylko zostaje tłusty posmak ;)
To by było na tyle jeśli chodzi o krem tej marki. Jak dla mnie jest to słodki bubel.
Jak się u Was sprawdzają kremy z Avonu?

Pozdrawiam!

Izisshe




ORGANIQUE - zielona pianka

ORGANIQUE - zielona pianka

Cześć kochani!
Dziś post z serii zaległe, zdjęcia już długo, długo zalegają mi na kompie, produkt zdenkowany, więc czas napisać o nim kilka słów. Wspomnieć też muszę, że to dzięki Aji miałam możliwość wypróbowania kosmetyku.

Na tapecie ORGANIQUE - Grecka pianka do mycia ciała.



Okrągłe pudełeczko, o pojemności 100 ml z metalową zakrętką, kryło w sobie zieloną zawartość o przepięknym zapachu...




Kilka słów od producenta.




Konsystencja tej pianki, jest lekka i delikatna. Zapach cudowny, choć bliżej mi nie znany i trudny do określenia. Musielibyście powąchać.




Wystarczy nałożyć jej niewiele na gąbkę, bądź dłoń, ja wybrałam opcję ręczną i rozmasować na wilgotnej skórze. Kolor jest cudny ale zielona skóra już nie koniecznie... pianka fajnie się pieni, dobrze rozprowadza, dobrze spłukuję, Tylko trzeba zrobić to dokładnie i wypłukać ją ze wszystkich zakamarków. Zapach utrzymuje się na ciele dosłownie przez chwilkę, w całej łazience będzie pięknie pachniało. Pianka oczywiście działa jak żel pod prysznic tylko mniej się pieni, na gąbce troszkę bardziej ale nie tak jak żele pod prysznic, myje ciało, bo takie jej zadanie. Nie wysusza ale też nie nawilża, nie uczula.




Pewnie zastanawiacie się nad jej fenomenem, ja też. Oprócz tego, że pachnie, myje i jest zielona, skóra podczas mydlenia nią też, to jest wydajna i lekka, jak już zresztą wspomniałam. Po prysznicu z nią musiałam umyć wannę, a nie tak jak zawsze wytrzeć do sucha, bo zielone smugi fajne już nie są.
Jak dla mnie jest to gadżet umilający prysznic, tak samo jak kule do kąpieli w wannie, pianka ta umila nam swoim zapachem i kolorem prysznicowanie. To by było na tyle.

Pianka dostępna jest w pojemnikach 100 ml za około 16/20 zł lub 200 ml cenę około 30/50 zł.

Pozdrawiam!

Izisshe

Marzec w obiektywie.

Marzec w obiektywie.

Cześć kochani!
Skoro mamy kwiecień, pora na moje podsumowanie poprzedniego miesiąca "w zdjęciach".

Marzec był miesiącem przesyłek...










Wygrana od Ani z bloga Kobieta nie idealna.






Prezent od Anetki z bloga Mały Misz Masz, którym niesamowicie poprawiła mi humor tego dnia. Zdjęcia są jej autorstwa (mam nadzieję Anetko, że się nie gniewasz), bo moje nie wyszły takie piękne jak jej.






W marcu oczywiście jest "Dzień Kobiet", więc nie obyło się bez słodkości i kwiatów.





Marzec był miesiącem częściowego zaćmienia słońca (20.03.2015). Zdjęcia robił Ojciec po przez okulary spawalnicze.






Był czasem w którym dogadzałam sobie drobiazgami.








Pełen był spacerów i wyjazdów do lasu, bo pogoda przez jakiś czas dopisywała.












Powitaliśmy w nim wiosnę.




Matka pojechała do hurtowni po kilka drobiazgów dla Bąbla...




jednak najbardziej do gustu przypadła mu czerwona czapa ;)




Jeśli już o Bąblu mowa, to nabył nowe umiejętności takie jak wcinanie swoich łapek...




po za tym rozszerzaliśmy jego dietę, bo stuknęły mu 4 miesiące.




Doczekaliśmy się w końcu nowej sofy, a że kolor wybraliśmy inny i wstawki, to czekaliśmy na niego od stycznia.




Był to miesiąc dietetyczny, a na zdjęciu kolacja




Pod koniec miesiąca popsuła się pogoda, przez tydzień lało, potem spadł grad, a na końcu śnieg. Przez kilka dni taka aura dosłownie się przeplatała.






U mnie sprawdziło się przysłowie, że w marcu jak w garncu, a Wam jak minął poprzedni miesiąc?

Pozdrawiam!

Izisshe


Obserwatorzy

Copyright © 2014 Z miłości do.... lifestyle , Blogger