Dałam się skusić...

Dałam się skusić...

Cześć kochani!
Wczoraj zaczęłam dietę od nowa... Dzielnie się trzymałam przez te ostatnie dni, nie przeszkadzało mi nawet to, że pierworodny z Ojcem wcinali przy mnie moją ulubioną pizze z ananasem, podczas gdy ja musiałam zadowolić się warzywami. Nastał wieczór, chodziło za mną coś słodkiego, walczyłam sama ze sobą i poległam. Skusił mnie mały wredny, batonik... szlag by to trafił!
Rano stanęłam na wadze i na plusie 0, 4 byłam w szoku. Stawałam na wagę kilka razy, mało tego sprawdzałam baterię, kładłam ją w innych miejscach, no wiecie może nie tak stała. Ale nie... no cóż skoro tak, to musiałam znów zacząć od początku. Gdybym skusiła się na tego batonika po 14 dniach to ok, bo byłabym na etapie III z tłuszczami, a tak dupa, dupa i dupa. Cały dzień plułam sobie w brodę powtarzając magiczne słowo "dupa" jakby miało mi w czymś pomóc. Dzień zlecił na wcinaniu 1, 5 kikograma warzyw. Dziś stanęłam na wadzę i moim oczom ukazało 58, 8 zdziwienie było ogromne, bo zgubiłam 0, 5 kg. Fajnie pięknie, na wagę stawałam trzy razy... stwierdziłam, że jeszcze się zmierzę.
Mierzyłam się prawie wszędzie. Nie pytajcie :P



Oto wyniki pomiarów:

Uda: 54 (-3 cm)
Biodra: 97 (-2)
Brzuch pod pępkiem: 99 (-6)
Talia: 72 (Uwaga! -15 cm)
Cyc: 95 (-2)
Łydka: 35 (-1)

Na minusie 29 centymetrów mniej.
Jestem w cudownym, wręcz euforycznym nastroju i postanowiłam Wam o tym napisać.



Taaak mierzyłam szyję, wiem, wiem ale cóż desperacja.

Ćwiczenia jakie wykonuje to przysiady czyli Squat chellenge o ktorym pisałam już kiedyś TU. Oprócz tego spaceruje sobie z rodzinką i nic po za tym. Ciężko mi wygospodarować więcej czasu, bo Bąbel okazał się być bardzo absorbującym niemowlakiem. Smaruję się różnymi specyfikami z mniejszym bądź większym efektem i czekam na cud ;)

Życzcie mi powodzenia i trzymajcie kciuki by żaden batonik mnie nie pokonał.

Pozdrawiam!

Izisshe

Obserwatorzy

Copyright © 2014 Z miłości do.... lifestyle , Blogger