Sierpniowe zużycia

Sierpniowe zużycia

Cześć kochani!

Nadeszła pora na podsumowanie sierpniowych zużyć kosmetycznych. Ponoć lepiej późno niż wcale, po za tym nie mam gdzie tego wszystkiego trzymać, a pudełeczko wrześniowe już się zapełnia. 





Jak widzicie znów królują u mnie duże opakowania, nowością jest pasta do zębów, która wybiela. Najpierw kupiłam jedną, a później dokupiłam drugą by testować je przez miesiąc. Niestety okazało się, że są inne. Z czego nie jestem zbytnio zadowolona ale o tym później.

Zacznę od farby. Wella - Wellaton 7/1 - średni popielaty blond; krem koloryzujący. Po nieudanym farbowaniu farbą tej marki (średni blond - wyszedł czarny, o czym przeczytacie na różnych forach, że ta farba tak ma) w dalszym ciągu pałam do nich złością. Jednak gdzieś tam na zakupach dałam się skusić, gdyż znalazłam mój sprawdzony kolor z którego byłam zadowolona. Wzięłam pudełka na zapas i przy sierpniowej koloryzacji włosów jestem zachwycona tak jak za pierwszym razem. Jednak na żadne inne odcienie nigdy w życiu się nie skuszę.  


Oilan med+ - balsam intensywnie natłuszczający. Próbek mam jeszcze kilka. Zazwyczaj sięgam po nie gdy moja cera staje się przesuszona. Ostatnio miało to miejsce po wypadzie nad morze. Plażowanie nie służy zbytnio mojej cerze, a ten specyfik po prostu mnie ratuje.

Johnson's baby - szampon, rumiankowy. Szampon marki J&J użyty raz, ponoć nie plącze włosów i ja się z tym zgodzę. Zakupiony pod wpływem impulsu, za poradą, bo taki dobry. Jednak po głębszej analizie i ogólnie złej reklamie został wylany. Doszukałam się, że produkty tej marki wywołują raka, a rodzina kobiety, która zmarła pozwała firmę i wygrała. Obiecałam sobie, że nigdy w życiu nie kupię nic tej marki. Poczytać możecie sobie tu KLIK.

 


Biolaven - płyn miclearny. Olejek z pestek winogron i olejek lawendowy. 
Kurczę aż wstyd się przyznać ale był to mój pierwszy płyn, zazwyczaj używałam mleczka do demakijażu lub toniku. Jednak już swój błąd naprawiłam i teraz testuje inne marki. O nim planuję zrobić post, bo jest doskonały, a dwa kolejne które używam po nim zwyczajnie mu nie dorównują.

Timotei - moc i blask. Jest to szampon po który dość często i regularnie sięgam. Nigdy jeszcze nie zrobił mi krzywdy, nie poplątał włosów ani też nie wysuszył. Po ostatniej przygodzie z badziewnym szamponem dalej staram się je naprawić dlatego wróciłam do sprawdzonego kosmetyku.

Dove, go fresh revitalaze - odżywczy żel pod prysznic. O moim powrocie do tej marki pisałam już jakiś czas temu i dzięki temu konkretnemu żelowi (zapachowi). Raz na jakiś czas przetestowanie nowego zapachu wchodzi więc w grę, pod warunkiem że któryś mnie uwiedzie tak jak pomarańczowy. Więcej o nim znajdziecie tu KLIK.


Carea - płatki kosmetyczne. Bo nie mogło ich u mnie w denku zabraknąć.
Linda - kremowe mydło w płynie. Mydło jak mydło, nie jest za gęste ale ładnie pachnie i nie wysusza mi dłoni, przy nadmiernym użytkowaniu. Biedronkowa marka jak zawsze się u mnie spisuje.

Estetica, Royal Velvett - konfetti, waniliowe róże do kąpieli. Piękne różyczki, u mnie niestety się nie sprawdziły. Oprócz tego że ładnie się prezentują w opakowaniu i fajnie pachną nic po za tym. Miałam o nich pisać, nawet nagrałam filmik jak się badziewnie rozpuszczają... Jednak gdy kwiatek rozpuścił się w wodzie (nie do końca i pływał glut) myślałam, że koniec tej tragedii. Jednak po wyjściu z wanny umilacz mnie uczulił. Gdy rozsiadłam się wygodnie na sofie zaczęły strasznie swędzieć mnie kończyny. Na ogolonych nogach dostałam swędzących bąbli z którymi walczyłam jakiś czas.




Aquafresh - płyn do płukania jamy ustnej. Na jego rzecz zdradziłam ten biedronkowy. Kupiony na promocji w identycznej niemal cenie. Jednak muszę stwierdzić, że jest taki sam jak jego tańsze odpowiedniki. Więc jeśli nie widać różnicy to po co przepłacać?

Denivit - wybielająca pasta do zębów. Jak wiecie jestem strasznym kawoszem, oczywiście cierpią przy tym zęby, a raczej ich kolorystyka. Odkryłam to jakiś czas temu przeglądając zdjęcia teraźniejsze i kiedyś tam zrobione. Więc skusiłam się będąc w markcie na taką pastę. Powiem Wam, że byłam mile zaskoczona efektem stosowania. Jedno opakowanie starczy na dwa tygodnie cena to jakieś 10 zł, może trochę więcej. Niby różnicy jakiejś tam nie widziałam, jednak znów przejrzałam się na zdjęciach. Efekt był bardzo zadowalający, więc postanowiłam kontynuować jej stosowanie przez kolejne dwa tygodnie. Będąc w Biedronce zasugerowałam się nazwą i kupiłam drugie opakowanie. Kurczę w dodatku za 6,99. W domu odkryłam, że to ciut inne zastosowanie i konsystencja. Niby wybiela ale jednak nie tego się spodziewałam. Bo różnica żadna. Także już teraz wiem czego szukać i przy kolejnych zakupach kupię to co powinnam. Polecam tą ostatnią tubkę ;)

Wy już pewnie swoje denka pokazaliście. Jeśli nie blogujecie to może któryś kosmetyk Was zainteresował?

Pozdrawiam!

Paulina

Obserwatorzy

Copyright © 2014 Z miłości do.... lifestyle , Blogger