Zastanówcie się czy naprawdę chcecie mieszkać w wieżowcu. Dlaczego nie cierpię swojego mieszkania - część II

Zastanówcie się czy naprawdę chcecie mieszkać w wieżowcu. Dlaczego nie cierpię swojego mieszkania - część II

Pamiętacie ten wpis "Zastanówcie się czy naprawdę chcecie mieszać w wieżowcu. Dlaczego nie cierpię swojego mieszkania - Część I". Pora na jego kontynuację. 




Gdy człowiek już przywyknie, że ściany są z tektury i słychać wszystko, że sąsiedzi wyrzucają z okien co popadnie, że remonty to prawie codzienność pozostaje tylko zaciskać zęby.
I tak sobie zaciskamy... Wspominałam, że obok przebiega wylotowa trasa z miasta? Och, pewnie nie. Mi osobiście to nie przeszkadza, bo mieszkam na górce, są drzewa, które te hałasy tłumią. Upss! Były drzewa, bo wycieli. Wycieli ich sporo, teraz słychać karetki, straż pożarną i inne uprzywilejowane pojazdy. Jednak to nic, bo jak są okna zamknięte to spoko, jak są otwarte to też spoko, bo dziennie przejeżdża ich tylko kilka. 
Nie wspomniałam, że za tą ulicą trochę niżej są tory kolejowe. Ba! Wiedzieliśmy, że te tory są i były nieczynne. No to od 2 lat już są czynne. Na początku raz dziennie przejeżdżał pociąg. Teraz te pociągi zapieprzają kilkanaście razy dziennie. Tak je wzięło by w tym roku jeździć i gwizdać. 

Wracając do ilości sąsiadów, to mam złotą myśl zapisaną na facebooku w tamtym roku....
Wystąpił tu mały błąd w obliczeniach, bo mieszkań jest 72. Ludzi jak mrówków, jak mawia mój starszak.

Dokładnie od tamtego roku, przestałam wytrzymywać nerwowo z sąsiadami. 
Nawet teraz gdy piszę ten tekst jest godzina 21:46, a sufit chyba też mam z tektury, bo sąsiedzi rozkładają łóżko (wiecie takie na kółkach). Słuchać to jakby miało to miejsce u mnie w pokoju.

Dlaczego nie wytrzymuję? Bo od tamtego roku jakoś w lutym wprowadzili się nowi sąsiedzi, a raczej kupili mieszkanie i jak to bywa przy takim przedsięwzięciu, robi się remont. To oni ten remont robili przez rok z hakiem. Dzień, w dzień DRRRRRR, WRRRRRR, DRRRRR. W pewnym momencie bałam się, że przewiercą mi się do salonu, oczami wyobraźni widziałam ich ściany pełne dziur. Miejsce przy miejscu. Bo ileż można kur## wiercić przez rok remontu w jednej ścianie? Jak się okazuje można ;)

Teraz już nie wiercą, dorobili się sprzętu i słuchają góralskiej muzyki, trochę to lepsze niż disco polo którego słuchają, w nocy inni sąsiedzi. Jednak na tyle denerwujące, że nie słyszę filmu na laptopie. Oczywiście policji nie wzywamy, bo znów będą tarabanili do drzwi domofonem i pobudzą dzieciaki. Nie zdziwiłabym się też, gdyby najpierw do nas zapukali jak mają to w zwyczaju...
Sąsiedzi zza ściany drzwi nie otwierają, a złapać ich też nie idzie by zwrócić im uwagę, bo czmychają niczym szczury. 

Mówię Wam, ubaw po pachy. Dochodzę do wniosku, że powoli dostaję pierd###a z przerzutami, może jakiejś hiper nadwrażliwości słuchowej, bo słyszę wszystko. Od odkurzania na górze u sąsiadów, po branie prysznica za ścianą i zamykania drzwi kabiny. Serio!
W mojej sypialni sąsiedzi mają łazienkę. Tzn. za ścianą... jak zaczynają się kąpać po 23 tak o 3 kończą i nawet słychać jak wieszają słuchawkę i zamykają, rozsuwają drzwi kabiny. 
Jak mieszkał wcześniej sąsiad, to nie było NIC słychać. Ojciec doszedł do wniosku, że pewnie się nie mył. 

Najbardziej nie lubię wracać po całodniowym wypadzie za miasto do czterech ścian. Ostatnio po powrocie około 21 okazało się, że gdzieś wiercą, a chcąc popracować przy otwartym oknie miałam ochotę puścić pawia, bo ktoś spalił cebulę. 

Ja wiem, że inni mogą pomarzyć o własnym mieszkaniu, ciasnym ale własnym, kredytowym ALE WŁASNYM. Jednak nie tego się spodziewałam i nie tak sobie wyobrażałam mieszkanie w wieżowcu. Miało być cicho i spokojnie... 

Może ktoś jeszcze ma tak wesoło jak ja i chciałby się podzielić swoimi przeżyciami. Ponoć w kupie raźniej się narzeka ;)

Pozdrawiam!

Paulina

Obserwatorzy

Copyright © 2014 Z miłości do.... lifestyle , Blogger