Pachnąca Balea

Pachnąca Balea

Cześć kochani! W ostatnim czasie miałam okazję wypróbować żel pod prysznic rozsławionej niemieckiej marki Balea. Powiem Wam, że jestem strasznym sceptykiem i ciężko było mi zrozumieć fenomen tych kosmetyków z dm'u...

Balea - mango mambo.



Producent/Marka: DM Balea

Pojemność/Waga: 300 ml

Cena: ok 6 zł

Zaczne od tego, że Balea jest marką własną niemieckiej sieci sklepów DM, tak jak Rossmann ma Isane, tak Dm Balea.

Opakowanie z edycji limitowanej o energetycznej i kolorowej szacie graficznej, która cieszy oko zwłaszcza w tę porę roku. Zamknięcie takie jak lubię czyli klik.




Konsystencja leista ale trochę rzadka ale mi kompletnie w niczym ona nie przeszkadza. Kolor płynu cudny, pomarańczowy, a zapach obłędny. Musielibyście go powąchać!




Pachnie owocowo i rześko, wręcz tropikalnie. Można się w nim doszukać delikatnej, słodyczy mango. Zapach mnie uwiódł i mogłabym wąchać kosmetyk w nieskończoność.
Używając żelu pod prysznicem w łazience unosił się wcześniej wspomniany zapach. Plusem jest to, że utrzymuje się on przez jakiś czas na skórze, a co odkryłam później. Kosmetyk pienił się tak jak powinien ale jakoś specjalnie mnie do siebie nie przekonał. By się z nim polubić potrzebowałam więcej czasu. Po umyciu za pierwszym razem nie zauważyłam żadnej różnicy, grunt, że nie wysuszał skóry. Z czasem jednak okazało się, że moja skóra jest bardzo miękka, przyjemnie nawilżona i delikatnie pachnąca. Kosmetyk nie podrażnia, nie uczula i nie wysuszana skóry nawet podczas brania dwóch, czasem trzech nawet pryszniców dziennie przez 7 dni w tygodniu.

Co sądzicie o żelach pod prysznic tej marki?

Pozdrawiam!

Izisshe


Pomarańcza & Czekolada, duet idealny.

Pomarańcza & Czekolada, duet idealny.

Witam się z Wami piątkowo!
Mróz za oknem trzyma już drugi tydzień i śnieg leży... co prawda zmrożony i szkoda, że jest go tak mało, no ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma ;)
Na zimową aurę najlepsze jest rozgrzanie czy to herbatą, zupą, kakaem czy też rozgrzewającym kosmetykiem. Wiadomo też, że zimą człowiek lubi sobie podjeść. Co najbardziej smakuje? Oczywiście czekolada i pomarańcza, a połączenie tych dwóch smaków lub zapachów dla większości z nas jest połączeniem idealnym.



Muszę się przyznać, że samej czekolady nie jadam, bo nie lubię (chyba, że to batonik, wafelek), a na cytrusy mam uczulenie. Ale rekompensuję sobie to czymś innym, bo otaczam się tymi zapachami za którymi wprost przepadam. Od listopada brałam ciepłe kąpiele w wannie pełnej piany i z dodatkiem cudownego płynu. Ów płyn to...
Luksja - Choco orange, płyn do kąpieli.



Producent/Marka: Luksja

Pojemność/Waga: 1 litr

Cena: 9,99

Kilka słów od producenta



Konsystencja płynna, satynowa, z drobinkami, których niestety nie udało mi się uchwycić na zdjęciu. Płyn o kolorze brązowo przeźroczystym, a jego zapach po prostu obłędny. Miałam ochotę go ciągle wąchać i wzbraniałam się przed tym, by go nie spróbować. Po rozpuszczeniu go w wodzie tworzy się delikatna piana, a zapach pozostaje.


Siedząc w wannie wśród tego cudownego zapachu czekolady, przełamanego nutką pomarańczy człowiek robi się rozmemłany i zdecydowanie się odpręża. Dobrze jest tak sobie siedzieć w wannie wiedząc, że za oknem zima...
Najfajniejsze jest to, że ów płyn delikatnie nawilża skórę natomiast szkoda, że na skórze nie pozostaje na dłużej. Może to i dobrze, bo małżonek by mnie podgryzał, gdyż jest miłośnikiem czekolady ;)
Jest to jeden z niewielu płynów do kąpieli, który podbił moje serducho, a jego dodatkowym plusem jest wydajność. Polecam po ciężkim dniu bądź na chandrę.

Teraz gdy przygoda z tym płynem dobiegła końca, będę wypróbowywała nowości jakie Luksja wprowadziła do sklepów, bo strasznie ciekawa jestem kolejnych płynów do kąpieli.



A Wy który wybierzecie?

Spokojnej nocy.

Izisshe

*dwa ostatnie zdjęcia opatrzone logiem Luksji zostały pożyczone z internetu

Aussie 3 Minute Miracle, czyli kilka słów o odżywkach

Aussie 3 Minute Miracle, czyli kilka słów o odżywkach

Cześć kochani! W dzisiejszym poście chciałam Wam napisać kilka słów o australijskich odżywkach Aussie Miracle 3 minute, które miałam okazję wypróbować w ostatnim czasie na własnej skórze.

Tak prezentował się cały zestaw, który otrzymałam do testowania.




Jak widzicie opakowanie jest dość nietypowe, gdyż "stoi na głowie". Na pierwszy rzut oka wydaje się ono być odkręcane, jednak aplikacja odżywki jest dużo łatwiejsza. Jak dla mnie zaskakująca i spotkałam się z nią po raz pierwszy. Mianowicie chodzi tu o membranę dozującą. Taka mała rzecz, a bardzo ułatwia dozowanie produktu ;)
Pojemność butelek to 250 ml.






Jak widzicie otwór membrany zaklejony jest naklejką, jednak po oderwaniu jej i postawieniu odżywki "na głowie" nic z opakowania nie wypływa. Trzeba nacisnąć butelkę by wylać zawartość na dłoń.

Zapach w zależności od odżywki różni się ale o tym za chwilę, konsystencja produktów jest gęsta, więc wydajna, a przy tym aksamitna.



Odżywka nr 1 czyli Aussie 3 Minute Miracle - Colour.




Przeznaczona jest do włosów farbowanych, wymagających dopieszczenia. Jest bardzo gęsta, koloru białego. Pachnie delikatnie, na opakowaniu napisane jest, że jest ona z ekstraktem z australijskiej dzikiej brzoskwini. Osobiście mi brzoskwinią nie pachnie ale zapach jest delikatny i przyjemny dla nozdrzy. Odżywka ma na celu odbudowę oraz rewitalizację włosów.

Jak się to ma w praktyce?

Po nałożeniu jej, trzymaniu na włosach wg zaleceń (od 1 do 3 minut) oraz spłukaniu, zapach na włosach się utrzymuje, jest on delikatniejszy niż podczas aplikacji, ledwo wyczuwalny, a na drugi dzień znika. Włosów nie obciąża, nadaje im fajny połysk oraz delikatność. Czy w jakikolwiek sposób odbudowała moje włosy i odżywiła? O odbudowie nie mam zielonego pojęcia, musiałbym zrobić sobie trychologiczne badanie włosów przed i po stosowaniu odżywki. Co do odżywienia, to nadała im fajnego blasku, więc można by powiedzieć, że coś tam daje.


Odżywka nr 2 czyli Aussie 3 Minute Miracle Luscious long.

Przeznaczona jest do włosów długich, wymagających dopieszczenia, zawiera ekstrakt z australijskiego eukaliptusa i olejek awokado. Ma na celu dogłębne nawilżenie, zregenerowanie oraz odżywienie włosów długich.
Tę odżywkę dałam do przetestowania przyjaciółce, która ma długie i gęste włosy. Kolor jest biały, zapach słodkawy, delikatnie czuć awokado, odżywka jest gęsta.

Jak się spisała?

Odżywka rewelacja, włosy dobrze się rozczesują, nie przetłuszczają tak jak wcześniej, mniej jej wypadają. Jest widoczna duża różnica. Odżywka dobrze nawilża, a włosy są lśniące i się nie puszą jak wcześniej.


Odżywka nr 3 czyli Aussie 3 Minute Miracle Frizz Remedy.




Maska odżywiająca do włosów niesfornych, napuszonych z aloesem i australijskim olejem jojoba. Jej zadaniem jest nawilżenie i wygładzenie niesfornych kosmyków by były piękne i lśniące.
Kolor różowy (pudrowy róż), konsystencja jak całej reszty tych odżywek gęsta. Zapach bardzo fajny, kojarzy mi się z różową gumą orbit dla dzieci tylko jest mniej intensywny. Fajne jest to, że zapach utrzymuje się na włosach do trzech dni. Nie obciąża, włosy rzeczywiście są wygładzone, a przy okazji łatwo się układają.


Odżywka nr 4 czyli Aussie 3 Minute Miracle Reconstructor.




Intensywna odżywka do włosów zniszczonych z ekstraktem z melisy australijskiej. Ma ona na celu wygładzenie zniszczonej łuski włosa, nadanie im blasku i sprawienie by włosy stały się podatne na układanie.
Kolor różowy (róż pudrowy) tak jak poprzedniej, konsystencje znacie, a zapach, no cóż spodziewałam się, że będzie pachniała melisą. Wyobraźcie sobie jakie było moje zdziwienie, gdy w nozdrza uderzył zapach gumy balonowej... Jeśli tak pachną australijskie "zioła", to nic tylko wąchać :)

Jak się sprawdziła?

Po jej użyciu włosy są nawilżone, lśniące, tak jak obiecuje producent dobrze się układają, nie ma problemów z ich rozczesywaniem. Jakichś spektakularnych zmian i intensywnej regeneracji nie zauważyłam. Po za tym spisuje się ona dobrze.


Podsumowując wszystkie cztery 3 minutowe cudaki:

Odżywki dobrze rozprowadzają się na włosach, nie ma problemu z ich spłukaniem, wygładzają kosmyki, nadają im blasku, nie obciążają (choć to raczej zależy od rodzaju włosów). Fajnie pachną (choć spodziewałam się całkiem innych zapachów), są wydajne, włosy się nie elektryzują, nie puszą. Po ich użyciu włosy nie plączą się, dobrze się układają i co najważniejsze nie wyłysiałam :)
Nie oczekiwałam, żadnych spektakularnych zmian, więc się na nich nie zawiodłam, o włosy dbam na co dzień fundując im odżywki, maseczki, dobierając odpowiedni szampon. Więc jeśli chcecie się przekonać jak jest z tymi australijskimi odżywkami, musicie je wypróbować na sobie.

Cenowo różnią się w zależności od rodzaju odżywki w granicach od 23 zł z groszami do nawet 28, na szczęście można kupić je w promocji (zazwyczaj za 19,99). Bo logiczne jest, że nikt nie zapłaci sporej kasy za produkt nie znając go kompletnie, więc stąd te wszystkie kampanie i testy.

Pozdrawiam serdecznie!

Izisshe
Dobry antyperspirant, przyjaciel na lata

Dobry antyperspirant, przyjaciel na lata

Cześć kochani. Dziś post na prośbę jednego lubisia z fanpage, mianowicie post o antyperspirancie. Miałam polecić coś dobrego, a skoro używam go odkąd pamiętam, działa i nie zrobił mi kuku, jest on dobry. Tak więc dziś przeczytacie o Lady Speed Sick - fruity splash, gel




Producent/Marka: Colgate/Palmolive

Pojemność/Waga: 65 g

Cena: 10,99 (w promocji można trafić nawet za 7,99)

Muszę przyznać, że zazwyczaj używam żelu aloesowego (aloe vera), aczkolwiek teraz go nie było i skusiłam się na zapach fruity splash. W porównaniu do aloesu, który ma zapach delikatny i wybrałam go żeby mnie nie podrażnił, ani też nie uczulił, ten owocowy ma rześki i bardzo przyjemny zapach. Na szczęście również nie podrażnia i nie uczula.



Producent pisze, że dezodorant antyperspiracyjny zawiera stopniowo uwalniające się składniki, które chronią przed potem i nieświeżym zapachem, a używany codziennie chroni 24 godziny, 7 dni w tygodniu. Nie pozostawia śladów i należy uważać żeby nie stosować go na podrażnioną skórę.

Więc w praktyce ma się to tak. Żel jest bezbarwny i tak jak obiecuje producent nie brudzi ubrań, pod warunkiem, że zaraz po użyciu antyperspirantu odczekamy minutę, dwie zanim się wchłonie i od razu nie ubierzemy koszulki. Chroni przed potem, tak i owszem pod warunkiem, że nie cierpimy na nadmierną potliwość. Co się zaś tyczy do stosowania go na skórze podrażnionej... U mnie sprawa wygląda tak, że aplikuję go po każdym goleniu pach i nie piecze, nie swędzi, nie zapycha porów. Ba! Jest to jedyny żel i antyperspirant, który nie zrobił mi absolutnie żadnej krzywdy.



Po aplikacji go na skórze i wchłonięciu się nie klei się oraz nie zostawia absolutnie, żadnych (żółtych, białych) plam na ubraniach białych, czarnych jak również kolorowych.
W użyciu jest on bardzo wygodny i łatwy, ponieważ wydobywa się go za pomocą pokrętła i aplikuje bezpośrednio na skórze.


Dzięki niemu utrzymuję świeżość przez cały dzień, mimo ceny i niewielkiej gramatury jest on wydajny i wystarczy na około 3 miesiące, a używam go codziennie. Można zużyć go do cna i jest dostępny dosłownie wszędzie.

Mam nadzieję, że mój dzisiejszy post się przydał.

Pozdrawiam!

Paulina

Szampon marki Aussie

Szampon marki Aussie

Cześć kochani!
Dzisiejszy post będzie dotyczył szamponu z odległej Australii, który mam okazje wypróbować dzięki ambasadorstwu w EverydayMe. Mowa tu o Aussie - szampon Miracle Moist, z olejkiem makadamia.




Jak już napisałam marka pochodzi z kraju kangurów i przytulaśnych misiów koala. Od jakiegoś czasu jest ona na polskim rynki ale ze względu na cenę nie każdy miał okazję skusić się na szampon, bądź odżywkę. Na chwilę obecna stacjonarnie można te cuda zakupić w rossmannie. Czy szampon można określić jako cudowny? Moje spostrzeżenia na ten temat zaraz przeczytacie.




Opakowanie jak na mój gust dość skromne i proste, a zarazem spore bo mieści się w nim 300 ml szamponu. Wszystkie napisy znajdujące się na opakowaniu są w języku angielskim, z tyłu znajduje się naklejona etykieta w naszym języku ale z dość skąpym opisaniem szamponu, jego zastosowania czy też sposobu mycia jakie znajdujemy na innych opakowaniach tego typu.




Nakrętka typu klik z maleńkim otworkiem, aby wydusić jej zawartość trzeba nacisnąć butelkę i na dłoń wydobywa się perłowa zawartość.






Jeśli już o zawartości mowa, szampon jest dość gęsty, co za tym idzie wydajny i wystarczy go naprawdę niewiele by podczas mycia włosów zaczął się pienić. Zapach jak dla mnie pozostawia wiele do życzenia... kojarzy mi się on z zapachami kosmetyków fryzjerskich i jest dla mnie bliżej nie określony. Jest dobrze wyczuwalny podczas mycia, wysuszenia i jeszcze kilka dni po umyciu czupryny. Szkoda, że tak inne szampony nie mają....




Produkt przeznaczony jest do włosów suchych, zniszczonych oraz pozbawionych blasku. Jak się to ma w praktyce?

Jestem posiadaczką włosów farbowanych, dzięki temu iż używam odżywek moje włosy nie mają żadnych z wyżej wymienionych "dolegliwości". Używając szamponu nie zauważyłam żadnej radykalnej zmiany ani też pogorszenia się stanu czupryny. Szkoda, że blasku im nie przybyło, bo jak to mówią "zawsze mogło być lepiej" ale cieszę się, że nie jest gorzej. Po umyciu włosów stawiają one opór przed pozbyciem się wody i ciężko jest wytrzeć je w ręcznik do sucha. Włosy nie są splątane, nie zauważyłam by bardziej się przetłuszczały, więc jest dobrze.


Dla dociekliwych skład




Skład dość pospolity, można się przyczepić do SLS/SLES które w nadmiernych ilościach dla skóry wrażliwej są bardzo niekorzystne i robią zwyczajne kuku, więc za cenę około 27 złotych powinien być on bardziej przyjazny dla tych osób. Mi osobiście krzywdy żadnej nie wyrządził, cudów też nie zdziałał. Musielibyście go wypróbować na sobie by móc ocenić.


Jakie są Wasze wrażenia odnośnie szamponu?

Pozdrawiam!

Izisshe
Arbuz umilający kąpiel

Arbuz umilający kąpiel

Cześć kochani! Witam w nowym roku, wiem, że już prawie połowa stycznia ale jakoś ciężko mi się ogarnąć z postami, a doba jest dla mnie zdecydowanie za krótka.
Byle by do wiosny... ;)

Dzisiejszy post będzie o umilaczu, który w ostatnim czasie towarzyszy mi podczas odpoczynku w wannie. Teraz mam mało czasu by się w wannie wylegiwać tak jak lubię i miałam to w zwyczaju ale jak już wejdę do wanny, to chwilę które w niej spędzam celebruję. Ostatnio mam w zwyczaju wlewać do wody Avon - Watermelon, płyn do kąpieli.





Zacznę od tego, że żele do kąpieli tej marki nie są złe i jeszcze żadnej krzywdy mojej skórze nie wyrządziły. Zapach tego umilacza jest po prostu obłędny i pachnie słodkim lecz nie do przesady arbuzem. Kolor cieszy oko, choć nie lubię różu, to w tym wypadku o jego kupnie zadecydował zapach, a nie kolor. Butelka w której znajduje się kosmetyk ma fajny kształt dzięki czemu idealnie leży w dłoni i się z niej nie wyślizguje, jej pojemność, to 500 ml. Konsystencja jest taka jak na żel do kąpieli przystało, rzadka.






Wystarczy niewielką ilość wlać pod bieżącą wodę i możemy cieszyć się zapachem roztaczającym się w łazience oraz ogromną ilością piany, mało tego piana nie znika szybko i długo utrzymuje się w wodzie, umilając nam nawet te dłuższe kąpiele w wannie.




Płyn do kąpieli nie wysusza skóry ani też jej nie nawilża, robi to co należy czyli bąbelki i ładnie pachnie, dzięki czemu umila kąpiel. Oprócz tego nie uczula, a zapach choć krótko, to przez jakiś czas utrzymuje się na skórze. Lubię go i już ;)

Pozdrawiam!

Paulina

Mój sos do spaghetti

Mój sos do spaghetti

Cześć kochani! Wczoraj na fanpage dałam Wam możliwość wybrania postu i wybraliście post jedzeniowy. Więc tak jak obiecałam dziś przepis wg mojej receptury. Jest to sos do makaronu spaghetti, choć nie całkiem taki tradycyjny, po prostu mój wymysł, który smakuje całej rodzince. Żeby już nie przedłużać piszę Wam co i jak ;)

Składniki:

* 3 duże cebule,
* 5 średnich pomidorów,
* olej do smażenia,
* słoiczek przecieru pomidorowego
* pieprz, sól, papryka słodka, oregano,
* 3 ząbki czosnku,
* ziele angielskie (3 ziarenka),
* liść laurowy (2 listki),
* mąka,
* woda,
* cukier,
* mielone (500 g)
* makaron spaghetti,



Potrzebne są jeszcze garnek średniej wielkości z pokrywką, patelnia, coś do mieszania (ja używam głównie drewna), łyżeczka a najlepiej dwie, widelec i szklanka.

Jak już uszykujemy sobie wszystko co potrzebne do przygotowania sosu bierzemy się do roboty.

Zaczynamy od krojenia cebuli w kostkę, potem podsmażamy ją na niewielkiej ilości oleju dodając soli, smażymy do momentu, aż cebulka będzie szklista.







Po przesmażeniu wrzucamy ją do garnka, w międzyczasie sparzamy pomidorki i obieramy je ze skórki, po czym wkrajamy je do cebulki (kroję je w większą kostkę), solimy. Całość dusimy pod przykryciem dolewając wody dopóki pomidorki nie zaczną się rozpadać ( zazwyczaj dolewam wody tak więcej niż połowa garnka), dodajemy przecier pomidorowy, podsmażamy też pokrojone ząbki czosnku i dorzucamy do gara.




Następnie dodajemy jak leci, ziele angielskie z listkami laurowymi, paprykę (daje jej na oko ale wyjdzie ok 1 łyżki stołowej), cukier, sól, pieprz. Gotujemy pod przykryciem przez jakiś czas (ok 10 minut).




Następnie zagęszczam sos wodą z mąką w taki stary babciny sposób, rozbełtuję ok 3 łyżek mąki w pół szklanki wody. Gotujemy do czasu zagotowania sosu, dodajemy garść oregano i doprawiamy do smaku (solą, pieprzem).




Na patelni smażymy mielone oczywiście odpowiednio doprawiając według swojego gustu, gotujemy makaron do spaghetti i gotowe ;)


Całość po nałożeniu na talerz prezentuje się tak.


Smacznego!

Paulina

Timotei

Timotei

Cześć kochani! Dziś temat postu, który wybraliście sobie sami na fanpage. Więc będzie o Timotei with Jericho Rose - Szampon "Intensywna odbudowa".





Producent/Marka: Unilever/Timotei

Waga/Pojemność: 400 ml

Cena: ok 8 zł

Kilka słów z etykiety


Butelka z miękkiego plastiku z zamknięciem typu klik, troszkę innym niż wszystkie z którymi się spotykamy. Dzięki niej otwarcie szamponu jest bajerancko proste i wygodne.


Konsystencja dość rzadka, choć jak na szampon przystało, typowa leista, kolor perłowy, a zapach cudowny. Szampon pachnie delikatnie i słodko, a co najważniejsze nie chemicznie.


Tomotei włosy myje, dobrze się pieni, po spłukaniu go wodą zapach utrzymuje się na włosach, co mi osobiście bardzo się podoba.
Nie podrażnia skóry głowy, nie obciąża włosów, co za tym idzie włosy nie przetłuszczają się, dzięki niemu myje je co 3 dni.
Po wysuszeniu włosów nie puszą się one, łatwo się rozczesują, nie plączą się, są miękkie i lśniące. Szampon jest wydajny i jak dla mnie posiada on same plusy. Także polecam z czystym sumieniem, gdyż używam go już od dłuższego czasu i jestem zadowolona.

Pozdrawiam!

Paulina

Jak się spisał olejek arganowy Eveline 8w1?

Jak się spisał olejek arganowy Eveline 8w1?

Cześć kochani! 

Choróbsko nas nie oszczędza, więc na blogu pewnie będzie więcej postów. Wiadomo jak to jest gdy czasu całkiem dużo, a dzieciaki osłabione śpią.
Dziś post do którego nie wiedziałam jak się zabrać, w końcu nadeszła pora. Mowa będzie o Eveline Cosmetics - Argan + Keratin, arganowy olejek 8w1, intensywna regeneracja + kompleksowa odbudowa, do każdego rodzaju włosów.





Producent/Marka: Eveline Cosmetics

Pojemność/Waga: 150 ml

Cena: 22 zł ale często można kupić w promocji za niecałe 9 zł

Jak widać opakowanie wręcz błyszczy i zachęca do kupna swoim bogactwem, taki ekskluzywny wygląd pewnie przyciąga niejedną kobietę. Po wyjęciu olejku z pudełka widzimy, że kosmetyk jest dobrze zafoliowany.





Kilka słów z opakowania





Po psiknięcu na dłoń zapach cudny, słodki, otulający, pachnie tak jak olejek arganowy pachnieć powinien. Choć nazwanie kosmetyku "olejkiem arganowym" jest dużą przesadą gdyż czytając skład przeważa w nim olejek sojowy oraz parafina. Konsystencja oleista, tłusta, taka oliwka na włosy. Aplikacja z pozoru łatwa, dozownik w sprayu, myślałam, że jest on wygodny jednak niejednokrotnie się zacinał.




Cud, miód i orzeszki... olejek, który miał cudownie działać na włosy.
W praktyce wyglądało to tak, iż starałam się go wypróbować według zaleceń na opakowaniu czyli na trzy różne sposoby.

Sposób drugi czyli aplikacja na suche włosy bez spłuiwania przyniosła efekt tragiczny. Miałam wrażenie, że włosy polałam olejem. Były one obciążone i tłuste. Podsumowując tragedia i strąki.

Sposób trzeci czyli zastosowanie go jako wykończenie, efekt taki sam jak wyżej opisany.

Sposób pierwszy wydał mi się najlepszy czyli aplikacja olejku na włosy przed umyciem. Odkręciłam buteleczkę nie bawiąc się w dozowanie kosmetyku zacinającym się aplikatorem i wylewałam zawartość na dłoń po czym wcierałam ją we włosy. Po wylaniu specyfiku odczekałam jakiś czas aż włosy "wypiją" substancję, po czym umyłam je jak zwykle.
Efekt był taki, że ciężko było zmyć ten tłuszcz z włosów... po wytarciu ich i wysuszeniu jak zwykle, moje włosy nie były obciążone ani też tłuste. Za to strasznie wysuszone, sianowate. Udało mi się go zużyć na trzy razy, myślałam, że może stanie się cud i poprawi kondycję włosów, jedna nic takiego się nie stało.

Podsumowując żaden z obiecanych przez producenta efektów nie miał u mnie miejsca... Więc dla mnie olejek ten to totalna porażka i niewypał.

Może u kogoś z Was się on spisał?

Pozdrawiam!

Paulina

Obserwatorzy

Copyright © 2014 Z miłości do.... lifestyle , Blogger