Miało nie być, ale jest - lipcowe zużycia
Cześć kochani!
Kolejne denko miało być dopiero we wrześniu ale remont i ogólne porządki zmobilizowały mnie do obfocenia zużyć i pozbycia się zbędnych opakowań. Nie jest ich jakoś specjalnie dużo ale są spore, więc miejsce jednak zajmują. Prezentuje Wam puste lipcowe opakowania.
Zaczynając od lewej strony.
Soraya - Max Satin, make-up kryjący. Jest to odcień nr 1 czyli najjaśniejszy, pasuje idealnie do mojej karnacji, dobrze kryje, nie wysusza skóry. Używam go już od jakiegoś czasu, odkryłam go w tym roku, nawet zaopatrzyłam się w niego na zapas gdy był na promocji. Jeszcze nie doczekał się postu ale napiszę kilka słów w wolnej chwili.
La Rive - sweet rose, woda perfumowana. Zakupić je możecie w Rossmannie, jednak nie każdemu podpasują zapachowo. Ja je kiedyś tam dostałam, nie polubiliśmy się od razu, z czasem chyba przywykłam, a może jak najszybciej chciałam wykończyć buteleczkę. Sama nie wiem. Pierwszy raz gdy się nimi popsikałam myślałam, że umrę, skojarzyły mi się ze starą babcią stojącą gdzieś w kolejce, która odurza ludzi swoim słodkim zapachem, z czasem zaczyna on wietrzeć i jest znośny. Jak wiecie postów o perfumach u mnie nie znajdziecie ;)
GlySkinCare - Exfoliating Foot Mask. Pisząc po naszemu skarpetki złuszczające. Za jakiś czas o nich napiszę, obiecuję. Już je na stopach miałam i teraz się łuszczę (2 tydzień!). Jak się złuszczę do końca, to zrecenzuję.
Kolejne denko miało być dopiero we wrześniu ale remont i ogólne porządki zmobilizowały mnie do obfocenia zużyć i pozbycia się zbędnych opakowań. Nie jest ich jakoś specjalnie dużo ale są spore, więc miejsce jednak zajmują. Prezentuje Wam puste lipcowe opakowania.
Zaczynając od lewej strony.
Soraya - Max Satin, make-up kryjący. Jest to odcień nr 1 czyli najjaśniejszy, pasuje idealnie do mojej karnacji, dobrze kryje, nie wysusza skóry. Używam go już od jakiegoś czasu, odkryłam go w tym roku, nawet zaopatrzyłam się w niego na zapas gdy był na promocji. Jeszcze nie doczekał się postu ale napiszę kilka słów w wolnej chwili.
La Rive - sweet rose, woda perfumowana. Zakupić je możecie w Rossmannie, jednak nie każdemu podpasują zapachowo. Ja je kiedyś tam dostałam, nie polubiliśmy się od razu, z czasem chyba przywykłam, a może jak najszybciej chciałam wykończyć buteleczkę. Sama nie wiem. Pierwszy raz gdy się nimi popsikałam myślałam, że umrę, skojarzyły mi się ze starą babcią stojącą gdzieś w kolejce, która odurza ludzi swoim słodkim zapachem, z czasem zaczyna on wietrzeć i jest znośny. Jak wiecie postów o perfumach u mnie nie znajdziecie ;)
GlySkinCare - Exfoliating Foot Mask. Pisząc po naszemu skarpetki złuszczające. Za jakiś czas o nich napiszę, obiecuję. Już je na stopach miałam i teraz się łuszczę (2 tydzień!). Jak się złuszczę do końca, to zrecenzuję.
Zacznę od próbek, ich zużycia idą mi jak krew z nosa... Dlaczego te akurat wykorzystałam?
Jedna to Inter Fragrances, Seboradin - szampon, czarna rzodkiew (+ ekstrakt z ziół). Jest on przeciw wypadaniu włosów, wiadomo że po pierwszym użyciu nic się nie zauważy, nawet na raz nie wystarczył gdyż w saszetce jest go zwyczajnie za mało. Mimo dobrej konsystencji, tego że fajnie się pieni niesamowicie śmierdzi. Śmierdzi tak, że szczypie w oczy dlatego też nie skuszę się na produkt pełnowymiarowy.
4LONG LASHES - odżywka wzmacniająca przeciw wypadaniu włosów. Mimo małego opakowania, konsystencja jest tak świetna, że dałam radę rozprowadzić ją po całej długości włosów. Może mam pukle średniej długości ale jest ich trochę. Po za tym fajnie pachnie i włosy po niej są przyjemne. Z pewnością pokuszę się o więcej za jakiś czas.
Dada, chusteczki nawilżone zna chyba każdy plus Carea, płatki służyły mi do demakijażu w ciągu ostatniego miesiąca. Obie rzeczy bardzo fajnie się spisują.
Ziaja - pomarańczowe, kremowe mydło pod prysznic. Kocham tę markę, jednak z tym kremowym mydłem się zwyczajnie nie polubiliśmy. Bywa i tak. Lubię zapach pomarańczy ale ten był jakiś nad wyraz chemiczny, konsystencja rzadka. Moje mydło w płynie biedronkowej marki jest dużo bardziej gęste. Więc jest to moje pierwsze i ostatnie opakowane tego cudaka.
Kolastyna - brązujący balsam do ciała. Ja się nie opalam, opalać nie będę, a słońce mnie nie lubi. Prędzej się odwodnię i miało to miejsce już nie raz, niż się opalę dlatego korzystam z tego typu specyfików. Z tym balsamem bardzo się polubiliśmy, nie dość że nadaje fajny kolor, to jeszcze nawilża skórę. Oprócz tego fajnie pachnie, niczym słodkie kako, kolor ma biały, który delikatnie brązowieje na ciele.
Body Club - jogurtowe mleczko do ciała, malina. Ten biedronkowy cudak, ma konsystencję jogurtu i zapach malinowej Jogobelli. Mówię Wam obłęd. Co do reszty to też się dobrze sprawdza, bo nawilża. Jednak na dłuższą metę zapach był dla mnie drażniący, a konsystencja za rzadka.
Anatomicals - mgiełka do twarzy. Produkt marki UK, rzadko korzystam z tego typu gadżetów, bo są mi kompletnie nie przydatne. Zapach dziwny, mgiełka jak mgiełka, woda do nawilżania twarzy. Jeśli ktoś lubi to polecam jeśli nie to, śmiało się bez niej obejdziecie ;)
To by było na tyle jeśli chodzi o lipiec. Znacie któryś z tych kosmetyków? Może polecicie mi coś na moje wypadające "garściami" włosy?
Pozdrawiam!
Paulina
dada i platki kosmetyczne sa mi znane ;)
OdpowiedzUsuńPopularne biedronkowe produkty :)
UsuńPodkład polubiłam ale nie wiem czy nadal jest w Rossmannie
OdpowiedzUsuńNie wiem czy jest ale możesz zamówić go na doz.pl i odebrać u siebie w aptece ;)
UsuńNie znam nic oprócz płatków, ale denko spore :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :* kosmetyki raczej drogeryjne
UsuńPłatki miałam. Niezłe denko.
OdpowiedzUsuńA dziękuję, płatki widzę bardzo popularne ;)
Usuńgratuluję zużyć:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :*
Usuńsporo tego ;) ja nie wiem ale jjakoś nigdy nie mogę do Ciebie trafić ;(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że teraz uda Ci się częściej zaglądać ;)
Usuń4Long Lashes używam i jestem bardzo zadowolona :)
OdpowiedzUsuńCzyli jednak są efekty :)
UsuńNiestety nic nie znam...
OdpowiedzUsuńO, bardzo rzadko czytam coś takiego ;)
Usuń