Jak to jest z tą moją dietą?

Cześć kochani!
Pewnie nieliczni z Was pamiętają moje zmagania z utratą pociążowych kilogramów, dietę, ćwiczenia jakie obiecałam robić, mazidła, którymi miałam się smarować...
Właśnie dobrze napisane miałam ;)
Podejście do diety miałam dobre (tak mi się wydaje), napaliłam się jak szczerbaty na suchary troszkę za bardzo. Już w lutym jarałam się, że w końcu będę świetnie wyglądać. Poczytać o tym możecie sobie TU, TU i TU.
Kilka kilogramów zeszło na diecie około 5, później dietę trafił szlag, bo jak tu jeść regularnie, być dobrą Matką, ogarniać domowy chaos, odespać nieprzespane noce? Otóż tak się nie da, nie umiałam. Sięgnęłam więc po specyfiki (marki X), dzięki nim mój metabolizm troszkę się rozkręcił i przestałam gromadzić wodę, a jedząc mniej waga sama spadała (jakieś 200 g dziennie).
 Tabletki odstawiłam, znów nie regularnie jadłam i z mojej cudownej wagi 51 kilo nale BAM! zrobiło się 55 :/
W tej chwili jest to taka walka z wiatrakami, zjem coś w locie, śniadanie o 14, coś tam, gdzieś tam wieczorem podgryzę, a z wysiłkiem fizycznym jest tak, że jakoś tak weny brak na ćwiczenia. Leniwa ze mnie bestia, ot co! Wolę usiąść na tyłku film obejrzeć, post napisać, książkę przeczytać, na fb zajrzeć niż dupkę ruszyć. Z wyzwania przysiadowego udało mi się zrobić jakiś tydzień :P



Dzielna ja!
Kosmetyki na które troszkę kasy poszło są! Oj jak dobrze się spisują! I to bardzo, obecnie wszystkie chyba już otwarte, smarowałam się nimi jak mi się przypomniało. Teraz leżą sobie na półce w łazience, na szafce w sypialni, w szafce z kosmetykami.
Prawie codziennie stawałam na wadzę, waga się zepsuła, planuję zakupić tarowaną... centymetr Pierworodny pożyczył na wieczne nieoddanie, a moją wenę i motywację trafił szlag.
Obiecuję sobie że schudnę, że się za siebie wezmę ale jeszcze nie dziś, nie teraz. Muszę do tego dorosnąć ;)



Z dobrych rzeczy jakich się nauczyłam podczas ostatniej mojej przygody z odchudzaniem to jedzenie ciemnego pieczywa, niekupowanie wielkich ilości kosmetyków (na cellulit mam ich chyba z pięć, na ujędrnienie 8 i tak sobie leżą i się kurzą), nie wierzę też w żadne suplementy diety i polecam Wam to samo. Szkoda na nie kasy.
Jeszcze do tego swojego chudnięcia wrócę ale nie teraz, muszę chcieć. Póki co nie pozostaje mi nic innego jak polubić siebie.



A Wy na jakiej diecie jesteście? ;)


Pozdrawiam!

Paulina

10 komentarzy:

  1. Tak coś czułam, że z dietą i ćwiczeniami nie poszło. Ale ja Cię bardzo dobrze rozumiem :)
    Na cellulit i ujędrnienie i tak najlepiej działają ćwiczenia, a na schudnięcie i tak najważniejsza jest odpowiednia dieta.
    Jednak matkom (jeszcze z dwójką dzieci) jest ciężko, a żeby wszystko ogarnąć to jeszcze trudniejsze. I tak Cię podziwiam, że tyle wytrwałaś. Ja też przestałam ćwiczyć, ale z innego powodu. Mam plany. Za to dietę trzymam ostro :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za słowa otuchy :) teraz pochwal się co to za plan

      Usuń
  2. Doskonale Cie rozumiem! Ja też zawsze mam słoniany zapał. Ciągle coś kupowałam ze sprzętu a to taśmę a to steper tak że teraz mogę zrobić małą siłownię. Tylko najpierw muszę to oczyścić z kurzu :-) ostatnio stwierdziłam że dla 10 dni urlopu nie będę się katować przez 5 miesięcy. Zdrowe nawyki warto wprowadzić ale najbardziej szczęśliwa jestem gdyż mogę jeść to co lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozwoliłam sobie usunąć dublujące się komentarze :)
      Odnośnie sprzętu to zakupiłam skakankę z licznikiem oraz krokomierz, który gdzieś przesiałam. Masz rację, że nie ma co się katować tyle czasu na ponad tygodniowy urlop. Ważne by być zdrowym (nie otyłym i nie suchym) i czuć się dobrze w swoim ciele. Trzeba umieć się zaakceptować.

      Usuń
  3. Też uważam że suplementy to tylko strata pieniędzy i nic więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekką ręką w miesiącu 200 zł poszło na suplementy, a jadłam je przez 4 miesiące... kurczę mogłam zbierać na odsysanie tłuszczu hahaha :P

      Usuń
  4. ograniczam słodycze i fast food, 3 razy dziennie jem łyżeczkę otrębów (pomaga mi z metabolizmem) i codziennie ćwiczę 40 min :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebiste podejście !!!! Brawo lubię takie szczere przyznanie się, że nie teraz, nie dziś, nie ogarniam, niż chciała bym, ale nie idzie mi, a tak na prawdę nic w tym kierunku nie robię. Masz rację jeszcze przyjdzie na to czas, może jak Bąbel troszkę podrośnie i wszystko w miarę się unormuje, a teraz pokochaj siebie bo jesteś Wielka !! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za ciepłe słowa :* napisałam to co myślę i jak czuję, teraz nie pora na diety ;)

      Usuń

DZIĘKUJĘ ZA KAŻDY KOMENTARZ POZOSTAWIONY NA BLOGU. DZIĘKI NIEMU WIEM, ŻE CZYTASZ I ZAGLĄDASZ :)

Obserwatorzy

Copyright © 2014 Z miłości do.... lifestyle , Blogger